Kamień z Ganimedy

By:: Maksy Wolda
3 kwietnia 2014

 ganymedes ttable“Mieliśmy do dyspozycji blok skalny 4 na 4 metry, na jakiś tam dół z silnikiem (którego zasady działania kompletnie nie rozumiałem). Oprócz niewielkiego miejsca dla pary pasażerów, na  blacie zmieścił się kamień konsolowy i kanciasta bryła immaterializatora. Lot ochraniały pola próżniowe kwiatostanu rozkoszy z życia. Pojazd, ukryty wśród głazów nad potokiem, wskazał mi posłaniec z Ganimedy – Syr Kal.  Była to gigantyczna kropla inteligentnej wody, która zawisła owej nocy nad maloką, czyli indiańska chałupą, skrytą w dżungli kolumbijskiej. Chatkę wypełniała plątanina zaszytych w hamakach kuracjuszy, raczących się amazońskimi medykamentami.

    Mogłem zabrać na omszały pokład jedną osobę, a ponieważ mknęliśmy już grubo w nadświetlnej, wariant personalny ciągle ulegał rozczepieniu. Podróż duplikowała się dla każdego z osobna współpasażera, jeśli tylko pojawiła się taki pomysł. A wszystkie historie toczyły się jednocześnie. Ganimedianin przekazał żeby się nie przejmować, bo kiedy dolecimy na miejsce, tuż po wyjściu z „hiperbani”, wspomnienia skonsolidują się i każdy z wariantów zostanie udostępniony  pamięci. Dzięki powyższemu zabiegowi technicznemu Ganimedian wybór, kto ma reprezentować ludzkość, sam się podejmie, będzie ostateczny i oczywisty. Będzie to ta osoba, z którą podróżowało się najlepiej.

W ten oto sposób rozumne dyfrakcje spod Jowisza gwarantowały sobie kontakt z możliwie najbardziej zharmonizowaną inteligencją Ziemską.

    Wybrałem Ją…

Ale zaraz, zaraz… Co to znowu za ja tak zapipczało? Czyżby znowu wyskoczył jak filip z konopi,  ten cholerny Smąki Kąk?  Chyba tak, tyle że tym razem w postaci odmienionej, ciut bardziej zrelaksowanej na ajowych wakacjach.” – Przerwał sobie z westchnięciem zarośnięty ćfun. Właśnie notował kolejne przygody w czarnym notesiku wizji. Siedział na ławeczce na skraju przekształconej światłem księżyca dżungli. Obok przycupnął rozpromieniony kolega – duch kolibra. A przed momentem, zintensyfikowany zapach wywaru, wypłoszył koleżankę z pewnej egipskiej bogini.

Pan obserwator właśnie podskoczył na motorze yage zmieniając poprzedni punkt widzenia, który notował,  na obecną oczywistość. Owe ocknięcie  wywołało spostrzeżenie, że opowieść, z którą był się właśnie urwał w wewnętrznej przestrzeni, ciut za mocno zaczyna zalatywać staruszką.

– Babciu – zawołał do śpiewającej w jego żyłach esencji Amazonii – czy mogłabyś troszkę odmłodnieć? Przynajmniej przez jakiś czas stać się jakąś słodką Indianką?

-Przecież nią jestem – odpowiedział czarujący głos współpasażerki –  Ale nie tylko. Jestem i taka i taka, a kiedy obumieram wciąż rodzę się na nowo…

-Aha, o, teraz to widzę – rozumiał. Złapał się na tym że już za późno na jakiekolwiek negocjacje, że zakochał się w tym, co leci z nim na kamiennym statku kosmicznym z nad strumienia, poza okiełznaną przyszłość.

-Już dobrze, mój kochany, mam ci tyle do dodania… – szeptała słodko wysłanniczka i zanuciła kojącą, wielogłosową kołysankę.

-Mammm – rozmiękał nieprzerwanie, bo oto znowu mknął, z kolejną osobą, przez wewnętrzny kosmos na pokładzie niewielkiego kamiennego statku. A na dokładkę właśnie się był sztachnął wyciągniętym z immaterializtora wyimaginowanym jointem.

-No i fru na ale luja!

I tak mknęli sobie skazani na siebie (na wręcz klaustrofobicznie małej przestrzeni) przez cale 27 dni – bo tyle akurat zajmuje stała kwantyzacja czasu międzygalaktycznej szerokopasmowej nadświadomości.

Wysłannicy ludzkości spędzili na Ganimedesie dwa lata, choć dla zewnętrznego obserwatora wydało się migawką skompresowaną do sekundy.

Na pewno jesteście ciekawi z kim ostatecznie dotarł pod Jowisza? Niestety, nie zdradza. Mówi, że osoba sama się domyśli po płynących z nieświadomości pakietach danych. A ponoć wciąż przypomina sobie coraz ciekawsze loty z kolejnym pasażerami.

No niech mnie, co za cholerne alter ego – ten Smąki Kąk. Niezły numer wszystkim wyciął. Cholerny kosmaty kosmita.

I tak zastanawiam się, czy przypadkiem nie zabrał na Ganimedesa również Ciebie?

(Kolumbia, luty 2013)

Category: Z Xsięgi Yagé | RSS 2.0 Both comments and pings are currently closed.

No Comments